Nie mogę jeszcze znaleźć odcinka, więc w oczekiwaniu na niego zajrzałem na Twittera i ludzie strasznie jechali po Wallym za jego głupie zachowanie.
Obejrzałem też promo finałowego odcinka i zaczyna się od sceny pogrzebu czyli bye, bye Henry, bo w dalszej części promo jest Joe, więc nie pozostaje nikt inny oprócz ojca Barry'ego.
Ten tytuł finału "The Race of His Life" nie jest przypadkowy. Zoom i Barry biegną ramię w ramię, coś jak Flash i RF w 2x11. Nie wiem jeszcze o co chodzi, ale szykuje się mega zajebisty odcinek.
Tak jak wszyscy myśleli, Henry został zabity, generalnie Wally bardzo wkurzaj w tym odcinku.
Ja po tej ostatniej scenie nie kupnie se, że Barry to Flash, to ja już nie wiem :P
Co do odcinka, episodetube.com tu zwykle są epizody bardzo szybko, tylko wyskakują czasami wkurzające reklamy.
Co to było?
Ta śmierć Henry'ego była tak naciągana, w ogóle cały ten odcinek był naciągany. Wszystkie wątki pozamykane naprędce - Black Siren, armia Zooma rozwalona w ułamek sekundy jakimiś falami dźwiękowymi. Nagle dostali olśnienia, że można w ten sposób pokonać meta z E-2. Mogli już dawno załatwić Zooma w ten sposób.
Barry, który cały odcinek kozaczy jak to całe Speed Force nie jest z nim, a na koniec Zoom pokazał mu, gdzie ma jego i to całe Speed Force. Wszyscy mu mówią - zwolnij, ochłoń chłopcze, ojciec, Joe, Cisco, Iris. Nikogo nie słucha, tylko jeszcze rzuca się do Henry'ego...
Wiedziałem, że tak będzie. To chyba najbardziej przewidywalny odcinek Flasha ze wszystkich.
Z Wally'ego zrobili jakiegoś kompletnego debila, który nie potrafi dodać 2 do 2 i ogarnąć, że Flash to Barry. Bawi się w jakiegoś Boga ulicy. Tak w ogóle ciekawe niby skąd on wiedział dokąd pobiegł Flash, że potem za nim pojechał i uratował mu tyłek. Kolejna scena naciągana jak cholera. Przejechał pół miasta w 3 minuty, potrącił Black Siren i nara, Wally bohaterem....
Jest jedna wielka wojna w mieście, budynki się walą, ale znalazło się dwoje kretynów, którzy postanowili udać się na spacerek jakimiś nieciekawymi uliczkami, ale rycerz Wally przybył, by uratować torebkę.
Jeszcze to jego zdziwienie, kiedy Barry pobiegł za Zoomem. Ciekawe czy uwierzył, że on jest Flashem, może znowu dostał jakiegoś zawieszenia systemu i nadal będzie się zastanawiał kim on jest.
Cisco i Caitlin udający Reverba i Killer Frost też z dupy. W jednej chwili są w STAR Labs, a potem od razu mamy przejście do kolejnej sceny, nic pomiędzy, tylko od sceny do sceny bez żadnego ładu i składu. Wątki tak chaotycznie poprowadzone jakbym oglądał BvS.
Po prostu nie mogę z tego odcinka. Jestem wkur*iony tym jak zrobili tę scenę ze śmiercią Henry'ego. Ok, Zoom zabrał go do domu Allenów, chciał, żeby Barry zobaczył śmierć rodzica na własne oczy, przez 2 odcinki wałkowali te sceny dialogów, które były gruntem pod pożegnanie i to wyszło dobrze, ale już sama śmierć... Spodziewałem się tej śmierci, ale jakoś nie mogę się pogodzić z tym, inaczej sobie tę scenę wyobrażałem. Liczyłem na coś bardziej emocjonalnego, bardziej rozciągniętego, a to trwało może z 30 sekund.
jeszcze wprowadzili McGee, która grała we Flashu z lat 90-tych. Pokazali tę całą chemię między nią, a Henrym, więc pewnie większość sobie pomyślała - fajnie by było, jakby Henry ułożył sobie życie z tą babką, ale taki wał, nie ułoży, bo za chwilę umrze.
Nie pokazali, co było dalej tylko od razu czarny ekran, napis Flash i nara frajerzy, do następnego tygodnia.
A w kolejnym odcinku pewnie od razu pokażą tę scenę z trailera, gdzie Barry stoi nad trumną.
Teraz już nie powinno być żadnych wątpliwości kto jest w celi Zooma w masce. Henry Allen z E-2 aka Jay Garrick aka Flash jak w mordę strzelił.
Dali Wesley Shippowi w tym sezonie luz, nie grał za wiele, teraz go zabili pewnie po to, żeby zrobić go mentorem Barry'ego w S3. Ja po tym co dzisiaj widziałem nie spodziewam się żadnego twistu w tym temacie.
Jedyne nad czym można spekulować, to kto zdradzi. Dziwnie dziś zachowywali się Wells i Joe. Było parę takich chamskich zbliżeń na Wellsa, kiedy Barry wspominał o Speed Force i jeszcze chyba w dwóch innych scenach.
Tak w ogóle co oni mają z tym Jay'em. Caitlin, Cisco, teraz Barry mówią do niego Jay, chociaż wiedzą, że jest Hunterem Zolomonem.
Nie wiem czy to przez późną porę, może jak ochłonę i obejrzę jeszcze raz jutro ten odcinek to będę miał inne spojrzenie na niego, ale w tej chwili jestem mega zawiedziony. Oby finał nie zawiódł, bo póki co czuje się jakbym oglądał intro do S3 Arrow, gdzie wszystko się spieprzyło.
Jeszcze mi się przypomniało - S2 Flasha = S2 Arrow.
Sezon jest dużo lepszy od pierwszego, jest motyw z narkotykiem (V-9/Mirakuru), główny villain jest powoli wprowadzany i jest wprost zajebisty. Na sam koniec sezonu kompletuje swoją armię i sieje rozpierduchę w mieście, do tego pojawia się chłopaczek, który jest pomocnikiem naszego bohatera i działa sobie z boku (Roy/Wally) i ginie rodzic głównego bohatera zabity na jego oczach przez villaina (matka Olivera/ojciec Barry'ego).
Teraz tylko czekać aż S3 Flasha stanie się taki sam jak S3 Arrow, a o to nie będzie trudno.
Niestety scenarzyści CW/CBS kalkują wzajemnie seriale przez co ogląda się to samo. Nawet nie ograniczają się do seriali o superbohaterach bo nawet w takim "Scorpion" jest identyczny schemat(Grupka w bazie rozpracowuje zadania). Niestety jak na tak długie odcinki większość to zapełniacze sezonu z dennymi dialogami i nudnym dramatem, a możnaby było to zrobić w około 15 odcinkach, ale porządnie.
Wg mnie nie było tak źle.
Wally mi się podobał, przynajmniej coś się dzieje ;) A w scenie, w której uratował Flasha, wiedział, dokąd pojechać, bo Flash w rozmowie ze Star Labs powiedział na głos lokalizację, w którą się udaje. No i po scenie w salonie już się zorientował, kto jest Flashem - widać było jego zdziwioną minę, widział, jak Barry zniknął.
Cieszę się, że Caitlin wróciła. Mam nadzieję, że to nie ona zdradzi.
Barry i jego wiara, że wszystko się uda może naiwna, ale rozbawiła mnie, co zaliczam na plus. Jego zachowanie przywodziło na myśl religijne nawrócenie, a teksty kojarzyły mi się z wersetami biblijnymi (np. "Jeśli Speed Force jest z nami, nikt nas nie pokona" por. Rz 8, 32 b "Jeśli Bóg z nami, któż przeciwko nam").
Henry w odcinku: kiedy pierwszy raz zobaczyłam, jak spotkał się z dr McGee i od razu widać było, że coś zaiskrzyło, pomyślałam: na pewno go nie zabiją. Już już myślałam, że zabiją Wellsa (za co z kolei ja bym ich chyba zabiła), a tu jednak Henry. Nie przepadałam za nim, więc nie płaczę, ale scena jego śmierci była faktycznie nieszczególna... Przede wszystkim denerwowało mnie, że Barry NIC NIE ZROBIŁ. Nie próbował ocalić ojca, tylko stał i jęczał. Próbował przekonać psychopatę, żeby okazał litość, seriously?
No i na koniec wątek romansowy. Oglądałam sobie ostatnio filmiki Snowbarry na youtubie i dzisiejszy odcinek pełen był takich momentów. Przyjemnie mi się oglądało. Na koniec pewny siebie Barry decyduje się być z Iris... No nie powiem, że mnie to zaskoczyło, zaskoczyłby mnie raczej inny obrót spraw, ale zadowolona też nie jestem. W każdym razie czasu na randkowanie nie będą mieli za dużo, bo wygląda na to, że Barry'ego czeka podróż na E2.
A jeszcze:
+ Vibe rozwija swoje moce :) Go Cisco :)
+ Upór Harry'ego, żeby mówić "wyższa częstotliwość", a Cisco "inna częstotliwość" :D
Wally to największa porażka tego serialu! Takiego kretyna dawno nie było.
Barry z Iris rownież mnie nie cieszy. Mam nadzieje że nie skończy się to tak jak Oliver/Felicity w Arrow.
Śmierć Henrego też słabo. Do tego Barry jak w hipnozie ani be ani me patrzy na śmierć ojca.
Oby serial nie poszedł w kierunku Arrow bo będzie katastrofa.
Już pierwszy sezon nam to pokazał więc... A poza tym inaczej Bart nie mógłby istnieć a jest dość kluczową postacią w świecie Flasha
W zasadzie to mógłby. W New 52 tak jest. Tamtejszy Bart nie ma nawet powiązania ze Speed Force.
Ale tak zrobić nie mogą. Bart jest zbyt ważny xD Ja bym się z tym nie pogodził
Akurat dla Barta to bez znaczenia. Też trzymam kciuki za Barryego i Iris ale to bardziej z przyzwyczajenia (zresztą lubię Iris a skoro z Patty nie wyszło to niech będzie Iris) ;)
No tak, więc jeśli jechać podobieństwami, to wybranką serca Barry'ego powinna zostać Snow.W Arrow nie została nią ta "która powinna według komiksów" ale ta, która się komuś spodobała.Ja i tak podejrzewam (biorąc pod uwagę dotychczasowe podobieństwa), że trzeci sezon, to już będzie znana (z Arrow s 3) piosenka.Cóż, pożyjem, zobaczym.
We Flashu nie ma odpowiednika potworka o nazwie "Olicity" (dzięki niech będą wszystkim bogom i speed forceom za to) który zepsuł Arrowa. Nikt nie wywiera presji by Barry był z Cait A jeżeli nie ma presji ze strony widzek to jest szansa że serial utrzyma dotychczasowy poziom.
Oczywiście jeżeli kolesiem w masce okaże sie być Eddie (co typuję od momentu gdy Iris wyznała swe big love Barryemu) to w s3 czeka nas trójkącik miłosny wypełniony miłosnymi rozterkami Iris. Natomiast jeżeli gościem w masce będzie Henry z E2 który będzie tamtejszym orginalnym Garrickiem to wtedy czeka nas kolejny etap budowania JSA i będzie doprawdy ciekawie. Tak więc zobaczymy za parę dni w którą stronę pójdzie CW ;)
Mnie scena z podwozka rozbawiła. Postrzegam Wally ' ego jako Łobuziaka. Trochę mi zazgrzytalo, jak Barry stwierdził, że Wally ma kompas moralny bo jest synem Joe ' go, a co z wychowaniem.
Wierzę, że Jesse i Wally namieszają, w pozytywnym sensie:D
Każdy ma własne zdanie:-) choć Wally ma czasem dobry moment osobiście go nie lubie :-D nie pasuje mi na syna Joe'go no ale za to na brata Iris nadaje się idealnie:-D
Możliwe, że przeoczyłem tę lokalizację BC, za którą podążył Wally, ale potem przypomniało mi się, że przecież on miał policyjnie radio i mógł z niego przechwycić komunikat tylko z drugiej strony, przecież nikogo tam w pobliżu nie było, żadnej policji, ale już mniejsza o szczegóły.
Co mi się w tej scenie podobało, to Wally w aucie koloru srebrno-czerwonego czyli w barwach jego komiksowego stroju i w sumie mimo, że mocno wkurzał w tym odcinku sama gra tego aktora była na całkiem wysokim poziomie.
Kto zdradzi jakoś nie chcę mi się nad tym zastanawiać, ale co do Wellsa wkurzyło mnie jeszcze to, że zostawili go zupełnie samego.
Wszyscy przyszli do Barry'ego i ostro imprezują, a co z Harrym? Nawet córka go zostawiła mimo, że on cały czas czuwał nad nią, kiedy leżała w śpiączce. W ogóle nie pokazali co z nim, w jakim jest stanie, tylko takie "walić to lecimy z następną sceną".
Ciekawi mnie o co będzie chodziło z tym wyścigiem, bo teraz wygląda to śmiesznie:
- Zabiłem ci ojca, ale olej to. Pościgajmy się! Sprawdzimy kto jest najszybszy.
- OK.
"co do Wellsa wkurzyło mnie jeszcze to, że zostawili go zupełnie samego.
Wszyscy przyszli do Barry'ego i ostro imprezują, a co z Harrym? Nawet córka go zostawiła mimo, że on cały czas czuwał nad nią, kiedy leżała w śpiączce. W ogóle nie pokazali co z nim, w jakim jest stanie, tylko takie "walić to lecimy z następną sceną".
A to mnie też zirytowało...
Właściwie mógł się nawet pojawić na tym obiedzie, wiele czasu antenowego by ich to nie kosztowało, skoro wyglądało na to, że Black Syren (nie wiem, czy dobrze to piszę) jest w całkiem dobrej formie. Harry powinien oberwać mniej niż ona, bo przecież przez część czasu miał te słuchawki.
Wszyscy się przyzwyczaili do wysokiego IQ bohaterów serialu i teraz się czepiaja zwykłego, normalnego Kowalskiego jakim jest Wally. Kompletnie nic do niego nie mam...nawet go lubię. Jestem ciakawa jak ta postać się rozwinie. Poza tym...nie wiem, może zaniżyłam standardy...odcinek bardzo mi sie podobał. Nie czytam komiksów ani nie przeglądam wątków na temat zwiastunów więc śmierć Harrego była dla mnie zaskoczeniem i może i scena była krótka ale mi łezka w oku się zakręciła więc to nie tak, że była bez emocji. Czekam z niecierpliwością na finał sezonu!
Też mi się podobał. Ogólnie ostatnio serial zwyżkuje bo kiedyś było fajnie a teraz jest świetnie. Śmierć Henry'ego mnie zaskoczyła i szkoda go. Cisco , Harry i Black Siren najlepsi. Podobała mi sie też speed forceowa pewność siebie Barryego ;)
Dokladnie...Barry jako niepoprawny optymista na duzy plus!:) no i Harry...kocham tego Goscia..nie wazne czy jest Harrym czy Wellsem..on i Cisco robia w tym serialu cala robote:):)
A jeszcze co do Wallyego to widać że "nie patrzy jak naukowiec" jak by to okresliła dr McGee gdy nazwała Flasha Allenem, ale jest pocieszną postacią. Widać że ewoluuje z "wally idź do domu - tak tato" do przyszłego bohatera. Z Jesse mogą stworzyć fajną parkę ;)
No i w końcu coś się rusza u Iris i Barryego , co tylko mnie utwierdza w przekonaniu że zamaskowanym jest gościem jest Eddie (lub ktoś wyglądający jak Eddie) :)
I znów się zgadzam...przypomina mi jak nic Roya Harpera z tą chęcią odwdzięczania się światu. Naprawdę pozytywna postać:)
Co do Barrego i Iris...coś się ruszyło, nie jest to ani nachalne ani denerwujące..oby tak dalej. Zgadzam się....zamaskowany gość to na bank Eddie.
Ja uważam jak kolega wyżej.
"Teraz już nie powinno być żadnych wątpliwości kto jest w celi Zooma w masce. Henry Allen z E-2 aka Jay Garrick aka Flash jak w mordę strzelił.
Dali Wesley Shippowi w tym sezonie luz, nie grał za wiele, teraz go zabili pewnie po to, żeby zrobić go mentorem Barry'ego w S3. Ja po tym co dzisiaj widziałem nie spodziewam się żadnego twistu w tym temacie.
"
Od momentu zobaczenia człowieka w masce stawiałem na Henrego, ale teraz gdy został ostatni odcinek sezonu chciałbym by był to ktoś inny… Szkoda Henrego [*]
Mnie akurat śmierć Henry'go nie wzruszyła, nie widziałam możliwości rozwoju tej postaci. Dużo bardziej podoba mi się relacja Joe - Barry, jest bardziej naturalna. Generalnie też fajne były sceny nawiedzony Barry kontra zespół, ciekawe czy jego wiara w Speed force przetrwa w następnym odcinku:)
Mam tylko nadzieję, że Barry przez pół odcinka nie będzie przerabial traumy związanej ze śmiercią ojca.
Ich realcja jest bardziej naturalna bo to Joe wychował Barrego. Też uwielbiam ich razem ale Henry'ego bardzo lubiłam i cholernie mu współczułam takiego marnego zycia jakie mial. Dlatego tym bardziej go żałuję:/ Z jednej strony dla dobra odcinka lepiej aby Barry nie przeżywał zbyt mocno ale z logicznego punktu widzenia to powinien prejść załamanie nerwowe. Może speed force mu pomoże.
Cały czas zapominacie, że to serial amerykański i dla (przede wszystkim) amerykańskiej widowni.Tamtejsza widownia musi się identyfikować z bohaterami, więc typowy (czarny) amerykański nastolatek musi być odpowiednio przedstawiony, bo inaczej, był by oderwany od rzeczywistości.Żeby zmądrzeć, to ma jeszcze czas.Poza tym, nie ma być geniuszem (jest nim Cisco) tylko przyszłym przydupasem Flasha.W Arrow Roy też nie był zbyt elokwentny, taki typowy rozrabiaka, a dopiero później dorobił się jakiegoś systemu wartości, że tak powiem.Skoro jadą na podobieństwach, to wszystko dopiero przed Wallym.Zresztą, ja go niezbyt lubię i nie chodzi o to, że jest czarny, tylko po prostu jakiś taki drętwy i wkurzający jest, jak tylko się odezwie.Joe, to facet na rany, a ten jakiś taki niedoje*any.
Cisco pokazał że nie jest taki słaby posiada moce takie jak Rieverb tylko musi nauczyć się je opanować.
Barrego można się czepiać w wielu miejscach, ale że nic nie zrobił z Zoomem gdy ten trzymał jego ojca, to chyba zrozumiałe.
Co miał zrobić? Logiczne jest by go zagadywać i może przekonać Zooma (szans nie ma absolutnie, ale nadzieja pozostaje, a w tej chwili tylko to się liczyło). Każda próba Barrego spowodowałaby śmierć jego ojca, ale tylko by jeszcze bardziej brał to na siebie.
" Bawi się w jakiegoś Boga ulicy. Tak w ogóle ciekawe niby skąd on wiedział dokąd pobiegł Flash, że potem za nim pojechał i uratował mu tyłek. Kolejna scena naciągana jak cholera." Przecież Barry powtórzył na głos kiedy Cait mu powiedziała więc oczywiste że Wally słyszał. To że przejechał kilka ulic w "serialu" w 3 minuty? Serio do tego masz pretensje ? Przecież nie jechał Fiatem punto tylko Camaro . Ja bym się bardziej przyczepił do tego jak Barry zmieniał swój głos aby go młody West lub kapitan nie poznał co dla mnie było klarowne i wyraźne że to głos Allena nawet po przeróbce. Z resztą twojej opinii raczej się zgadzam .PS :to że zabili Henrego mało mnie obeszło , gośc był totalnie zbędny w tym Star Labs klubie - nic nie wnosił oprócz troskającej miny ojca . Teraz Allen na wkur*ie powinien wszystkich niszczyć bo tej cukierkowatości u niego mam już dosyć !!!
Wiedział gdzie pobiegł Flash bo ten powtórzył adres który usłyszał przez komunikator... chyba nieco przysnąłeś na tym odcinku.
Henry Allen nie może siedzieć w pace u Zoom'a bo poleciał sobie z matką Barry'ego S2 na Atlantydę...
Nora nigdzie nie powiedziała, że poleciała z Henrym do Atlantis. Powiedziała "Dziękuje za bilety do Atlantis z okazji rocznicy. ZAWSZE Z TWOIM TATĄ CHCIELIŚMY TAM POJECHAĆ" i dalej mówi, że może lepiej odda te bilety jemu i Iris, że to będzie romantyczna ucieczka i może zaczną się starać o wnuka DLA NIEJ.
Mówi w czasie przeszłym, że zawsze chcieli tam pojechać, do tego brzmi nostalgicznie, jakby Henry był dla niej przeszłością lub nie było go obecnie z nią, nie mówi też o jaką rocznicę chodzi. Dlaczego chce oddać bilety jemu i Iris skoro zawsze chcieli tam z Henrym pojechać? Dlaczego nie mówi, że może zaczną się starać o wnuka dla nas czyli dla niej i Henry'ego, a wspomina tylko o sobie? To chyba jasne, że Henry'ego obok niej nie ma czyt. zaginął/jest w norze Zooma.
Skoro wysłał -bilety-, a nie bilet to raczej można się domyśleć, że matka nie pojedzie sama. Dalej wszystko się zgadza "zawsze chcieliśmy tam pojechać" i teraz pojadą. Raczej nie mówi się, że "bardzo chcemy tam pojechać" ani w polskim ani angielskim. Rocznica to w domyśle rocznica ślubu, bo przecież nie pogrzebu czy zaginięcia... A że mówi o wnuku dla niej to chyba też jasne, bo to ona rozmawia z synem, a ojciec siedzi w drugim pokoju/kosi trawnik/pracuje. Podsumowując to przekaz rozmowy jest dosyć jasny i nieskomplikowany.
Skoro zawsze chciało się gdzieś pojechać, to się tam jedzie, a nie pod pierwszym lepszym pretekstem próbuje się przehandlować bilety, które dopiero co się od tej osoby dostało w prezencie.
Można też obchodzić rocznicę związku. Człowiek w masce był w celi Zooma jeszcze zanim ten zamknął tam Jesse, więc można się domyślać, że jest tam długo. Nora mogła stracić nadzieję, pójść z życiem naprzód i znaleźć kogoś z kim obchodziła akurat rocznicę, ale bilety od Barry'ego przypomniały jej o Henrym stąd chęć pozbycia się ich.
Dla ciebie przekaz tej rozmowy jest nieskomplikowany, ale w tym serialu nic nie dzieje się bez przyczyny, coś co się wydaje proste, na koniec okazuje się zagmatwane.
Dialog byłby jasny i nieskomplikowany, gdyby zakończyli go np. zdaniem "Pozdrów tatę ode mnie" tak się robi z grzeczności i wtedy nie byłoby wątpliwości, że tam jest i ma się dobrze, ale nie tu. Tu postanowili zostawić sobie furtkę.
Nadal nie pokazali sobowtóra Henry'ego mimo, że widzieliśmy już całą plejadę. Na dodatek dali do zrozumienia, że jeśli ktoś jest na E-1 powiedzmy dziennikarką, na E-2 wcale nie musi nią być, albo jeżeli ktoś na E-1 jest martwy, a syn tej osoby jest mścicielem na E-2 może być zupełnie na odwrót i to syn kopnął w kalendarz, a jego ojciec biega w zielonym kapturze jak Robert Queen, więc równie dobrze na E-2 to Henry może być speedsterem skoro Barry jest tam zwykłym, mało znaczącym gościem.
Za wiele na to wskazuje, żeby teraz nagle robili z tego jakieś wielkie twisty. Ja się trzymam swojej wersji, a pojutrze przekonamy się jak będzie naprawdę.
Cóż, jak się ma pieniądze i czas to pewnie się jeździ gdzie się chce... A jak się ma rodzinę/ prace/ ogólnie brak czasu to już nie jest tak różowo. Pomijając kwestię biletów (liczba mnoga) to tzw. Barry S2 raczej wychował się w powiedzmy pełnej rodzinie. Bo mając na utrzymaniu matkę i de facto przejąć obowiązki faceta w domu nie wyrósłby na taką ciamajdę jak można było podziwiać.
"Dialog byłby jasny i nieskomplikowany, gdyby zakończyli go np. zdaniem "Pozdrów tatę ode mnie" tak się robi z grzeczności" - rozmawiając z matką, która dla niego była martwa od kilkunastu lat mógł, nie wiem, zapomnieć na ten przykład pozdrowić ojca)? Oczywiście pomijając taki drobny fakt, że on akurat nie mógł wiedzieć, że jego ojciec na S2 rzekomo nie żyje / zaginął więc to, że go nie pozdrowił w ogóle nic nie znaczy.
Tak jak napisałeś, ten odcinek to jawna kpina z widzów. Przeskakują z jednej sceny w drugą bez żadnego logicznego przejścia, ogólnie niektóre rzeczy w ogóle się nie kleją, tak jakby poszczególne sceny nagrywali na przestrzeni kilku tygodni. Harry poświęca się i daje swoje słuchawki córce, mdleje, ogólnie drama jest, i nagle bęc - wszyscy świętują w domu Westów. Chyba nawet przeciętny Amerykanin spodziewał się jakichś patetycznych przemów przy łóżku Harrego, a tu nie, bo przecież Barry jest w tym odcinku przezajebiście uśmiechnięty i pewny siebie, więc nawet przez minutę nie może się niczym martwić.
Mam wrażenie, że to do tego odcinka scenariusz pisał Kevin Smith i chciał sobie zrobić jaja z CW, a oni to wzięli na serio. Barry pogadał ze Speed Force więc bęc, od teraz będzie się cały czas śmiał jak głupi do sera, no bo to będzie fajna odmiana. Ja pierniczę.... Zoom terroryzuje miasto ze swoją armią, a Barry prawie sobie pogwizduje łażąc tu i tam i rzucając do swoich bliskich "mamy go, damy radę". Jakby jakiś korporacyjny pracownik do spraw motywacji i zadowolenia ;D
Pani naukowiec "wiem, że to Ty, przecież nie jestem idiotką". I wszyscy myślą, czy ona właśnie korespondencyjnie nawrzucała Wally'emu? Ale nieważne, ważne że Wally musi mieć jakiś powód do bycia w tym serialu, a drama z chorą matką i Joe się już skończyła, więc tak sobie z czapy wymyślili, że Flash będzie z jakiegoś powodu potrzebował podwózki.
Flash.... będzie potrzebował podwózki. Tak na serio. Wally krzyczy "wskakuj!" i najszybszy człowiek świata wskakuje do fury. Za chwilę z niej spieprza tak szybko, że nawet nie widać jak drzwi się otwierają i zamykają, ale z jakiegoś powodu musiał wsiąść do tej fury ;D
Troska FlashTeamu też świetna.
- Barry jakiś taki.... kurde wesoły się zrobił. Co robimy?
- Nie wiem, niech ktoś z nim pogada... czy coś?
I z jakiegoś powodu jako pierwszy idzie zagadać Cisco. Bo jak wiadomo, Henry i Joe to tylko jego kumple rzucający sucharami, a Cisco to wielki autorytet i specjalista od zamartwiania się.
Okazuje się, że powodem była wizja Cisco, którą mógł mieć przy stu innych okazjach, jak to zwykle bywa, ale ktoś tam sobie wymyślił, że musi koniecznie mieć wizję jak pójdzie zagadać do Barrego.
Potem Henry, co do którego w ciągu 15 minut odcinka nie mamy już żadnych złudzeń, że niebawem umrze, bo jest tak na siłę wciśnięty do teamu, że sam się zastanawia, co tam właściwie robi, otóż Henry ma olśnienie "hej, to ja zawsze prawiłem morały Barremu, więc to chyba moja kolej", idzie za nim do tego korytarza i prawi morały, a Barry, tak tylko na potrzeby konwencji tego odcinka, wyskakuje z pretensjami "Jak śmiesz psuć moje pozytywne nastawienie?! nie jesteś moim ojcem tak naprawdę! nigdy Cię nie było! jakiś inny zupełnie randomowy tekst o ojcostwie! Cokolwiek! No, i idę sobie, właściwie to spieprzam, bo jestem speedsterem, choć nie do końca to widać ostatnio".
Scenka ratowania pani doktor pośród opadających gruzów budynku była w zamyśle całkiem niezła, ale trochę za bardzo przypominała filmik z gry komputerowej. Zwłaszcza kiedy zaraz przeskoczyli na prawdziwych aktorów. Gdyby odcinek był przynajmniej zjadliwy, pewnie bym się nawet nie przyczepił do tego, ale nie jest.
Jedyne co miało sens, było ciekawe, zaskakujące, to pojawienie się Laurel z E-2. To był dobry pomysł, wykonanie mogło być lepsze, ale jakiż inny los mógł spotkać "metahuman tygodnia" niż przechytrzenie banalnym trikiem i wsadzenie do celi (ciekawe kiedy ktoś podejmie problem humanitarny tych cel). Trochę tylko przesadzili z mejkapem i tą szminką, bo ta Laurel jakaś taka niepodobna do siebie. Kiedy przy jakimś crossoverze gadała z Cisco, to praktycznie lśniła w kadrze, a teraz jakaś taka... meh.
Co jeszcze... Zoom po prostu sobie wpada na imprezkę, zabiera Henrego, potem go przebija, a Barry jedyne co robi, to "NOOOOOOOOOOOO!". I żeby to wszystko było jeszcze bardziej tandetne, w momencie przebicia od razu czarny ekran i napisy. Poważnie się pytam, kto obejrzał ten odcinek przed emisją i powiedział, że wszystko w porządku?
Z całej armii Zooma obejrzeliśmy... dwóch metahuman? W poprzednim odcinku zrobili jeden drogi kadr, w którym wszyscy stoją przed Zoomem i coś tam robią swoimi mocami, na początku tego odcinka obejrzeliśmy jakieś 15 sekund rozwałki w mieście, i tyle. Finito. Szlus.
Flash zaliczył nieprawdopodobny zjazd w porównaniu z pierwszym sezonem. Kiedy człek oglądał zabójstwo jego matki, nawet za piętnastym razem chwytały go emocje. Kiedy Barry w finale pozwala jej zginąć, to jest tak cholernie wzruszające, ma tak olbrzymi ładunek emocjonalny.... a teraz zabili Henrego w banalnej scenie szczęście/zło. Ich rozmowy w więzieniu bardziej chwytały za serce.
Zwiastun następnego odcinka - pościgajmy się. Fajnal epizołd. Trumna Henrego, Barry obiecujący trumnie, Zoom proponuje wyścig, Joe w swojej tradycyjnej czapce, Barry ściga się z Zoomem.
No dup y nie urywa.
Według mnie nie zaliczył zjazdu, a właśnie jest dużo lepszy w S2 ze względu na Zooma, te całą E-2 itd.
Ten sezon podoba mi się dużo bardziej, ale końcówkę mocno spieprzyli zaczynając od E18, gdzie Flash oddaje szybkość Zoomowi, aż do tego odcinka, gdzie absurd goni absurd.
W S1 było raczej na odwrót - początek nie powalał, dopiero tak od E18 zrobiło się ciekawie, czy raczej E15 przy pierwszej podróży w czasie Barry'ego. Tu mamy na odwrót - od E15 czyli powrotu z E-2 i poznaniu tożsamości Zooma, sezon zalicza zjazd, poprawiając się na moment w E17, ale tutaj mamy Flashback własnie do S1 z Wellsobardem, stąd ta poprawa.
W finale S1 podczas sceny śmierci Nory ryczałem jak jakieś dziecko z dobre 10 minut, a tutaj nawet nie zdążyłem uronić pojedynczej łzy nad Henrym, bo zaraz walnęli czarny ekran. To mnie chyba najbardziej wkurzyło w tym odcinku. Gdyby Barry pożegnał się z Henrym w jakiś normalny sposób tak jak właśnie z Norą, może jakoś przebolałbym resztę tych idiotycznych scen.
Według Smitha w finale jak zobaczymy tego gościa już bez maski, będziemy ryczeć jak bobry (no ciekawe kto to się może tam kryć...), więc możliwe, że zachowali jakąś bombę na finał. Oby, bo jak jeszcze schrzanią ten ostatni odcinek, to nie wiem co im zrobię.
Podobno finał ma mieć podobny ładunek emocjonalny, co finał S1, więc jest jeszcze nadzieja, że naprawią to, co schrzanili w tym epizodzie.
Ogólnie strzelili sobie w stopę jeszcze przed odcinkiem, bo pokazali za dużo w tych sneak peekach, komiksowym promo, wywiadzie z Cavanaghem czy rozszerzonym trailerze. Zdradzili jakieś 5-6 minut odcinka, wcześniej chyba nie było tego aż tak dużo, sneak peeki były krótsze i przy śmierci Henry'ego nie było tego boom, bo każdy się mógł domyślić 3 odcinki temu, że to właśnie on zginie. Zero elementu zaskoczenia.
Być może masz rację, bo przez super końcówkę S1, zapomniałem już jak kiepski był początek, a do mocy Flasha i metahumans człowiek już po prosty przywykł. S2 jest lepszy, ale jest fatalnie rozplanowany. Zoom, jak dla mnie, stracił już absolutnie całą swoją otoczkę tajemniczości, wielkiej mocy, diabelskości... teraz trochę mi się śmiać chce, kiedy ciągle nazywają go Jay, albo kiedy zdejmuje i zakłada w kółko tę maskę, chociaż i tak już wszyscy wiedzą, kim jest... a jego mały romansik z Caitlin i strasznie dziwne pomysły tylko pomagają w umniejszaniu tej postaci. Jak Wells wskoczył znowu w żółty kostium i udawał reversa, to miałem ciarki. Zoom przestał mnie jarać kiedy pokazali jego traumę i terapię elektrowstrząsową, to powinno być w finale dopiero.
Co do odcinka to Barry był za pewny siebie myślał że jak ma po swojej stronie speed force to nic go złego nie spotka. Szkoda że taki był przeskok z sceny z star labs do sceny kiedy Cicsco udawał Rieverba a Catlin killer frost ale scena nawet mi się podobała ładnie to odegrali. Ja też się muszę przyznać że te sceny Barrego z jego mamą są bardzo ckliwe mnie nie tylko ta scena z s01e23 chwyciła za serce ale również ta z odcinka s02e21 The Runaway Dinosaur. Co do śmierci Henrego to wszystko faktycznie za szybko się wydarzyło a szkoda że nie pokazali tej ostatniej rozmowy Barrego ze swoim ojcem, przecież miał prawo się z nim pożegnać. Co do tego żeby Flash mógł uratować swojego ojca to nie sądzę żeby Flash był na tyle szybki żeby odbić ojca z rąk Zooma i uratować go przed przebiciem. Też mam trochę pretensję do twórców serialu bo zamiast robić z Wallego debila mogli by mu dać w końcu moc żeby mógł pomagać Flashowi. Kurcze też szkoda że nie pokazali co się dalej stało z Wellsem czy jego stan się poprawił. Ostatni odcinek jest dla mnie zagadką, Barry zamiast załatwić Zooma za śmierć swojego ojca będzie się z nim ścigał ??? Naprawdę ??? Bo ja na jego miejscu chciałbym go zniszczyć za wszelką cenę. Armia Zooma szybko pokonana szkoda bo faktycznie ci niektórzy metaludzie mieli fajne moce szkoda że tego nie rozwinęli bardziej, ten co strzelał zielonym płomieniem był jakby odpowiednikiem Green lantern. Nie oglądałem tego odcinka z napisami ale o co chodzi z "tym zdrajcą" ????
To z "wiem, że to Ty, nie jestem idiotką" to korespondencyjny diss na szefową Supergirl. Ona skapnęła się w crossoverze, że Barry to Flash i nawet stwierdziła, że głupia nie jest, co miała wydźwięk ironiczny, bo prawdy o Karze nie dostrzegła. Także to była aluzja do tego ;)
Odnośnie capstrzyku to też mnie to rozbawiło... Wojna jeszcze nie zakończona, powinni siedzieć głęboko w bunkrze pod STAR Labs, ale nie... udzielił im się optymizm Barrego i pogwizdując radośnie sączyli piwko, bo przecież uniwersum z nimi, więc kto przeciwko nim? Przecież się prosili o tragedię... i ta się wydarzyła.
I teraz zostaje pytanie... czemu Barry nie cofnie się w czasie, by uratować ojca? Zrobił już to już wielokrotnie, więc czemu nie teraz? Ech... taki jest problem z motywem podróży w czasie. Prędzej czy później robi się burdel...
"I teraz zostaje pytanie... czemu Barry nie cofnie się w czasie, by uratować ojca? Zrobił już to już wielokrotnie, więc czemu nie teraz? Ech... taki jest problem z motywem podróży w czasie. " Dokładnie nie było by problemu żeby Barry cofnął się w czasie o dzień i uratował swojego ojca nie narobił by tym szkody już nie raz przecież się cofał w czasie o dzień czy kilka dni. Co innego z ocaleniem matki bo wtedy by musiał zmienić całą rzeczywistość i wywołał by katastrofę a najprawdopodobniej unicestwienie ziemi a co do ojca to lekko mógłby go uratować.